LublinPGEFunFloorLubelskieORLEN SUPERLIGA

Zadanie w zakresie wspierania i upowszechniania kultury fizycznej realizowane jest przy pomocy finansowej Miasta Lublin

KONTRAST

żółto-czarna wersja

czarno-żółta wersja

biało-czarna wersja

tryb normalny

Aktualności

Dorota Małek nasza legenda kończy karierę!

news-big

 

Dorota Małek po czternastu sezonach w MKS-ie Lublin żegna się z klubem i kończy zawodniczą karierę. Kapitan zespołu, wielokrotna reprezentantka Polski i medalistka mistrzostw kraju (11 tytułów z MKS) przyznaje, że to była dla niej bardzo trudna decyzja i opowiada jak ją podejmowała. W rozmowie z LUBSPORT.PL znakomita piłkarka ręczna wspomina też przeprowadzkę do Koziego Grodu, emocjonujące finały, inne zawodniczki i trenerów, którzy pracowali w zespole, a także przesyła wiadomość kibicom.

Bartłomiej Olek – LUBSPORT.PL: Najpierw pokłócę się z tobą, dobrze?

Dorota Małek: Okey (śmiech).

Nie musiałaś już kończyć kariery!

Wiele osób powtarza te słowa, że ten moment nastąpił za szybko. Decyzja o odejściu z drużyny nie należała do najłatwiejszych, ponieważ trudno żegna się z osobami, które się kocha. Ja bardzo zżyłam się z tą drużyną. Ale był to optymalny moment. Chciałam odejść z drużyny niepokonana, ze złotem na szyi, i udało mi się to zrealizować. Ponadto miałam dużo obowiązków na głowie, oprócz występów w ekstraklasie. Musiałam to godzić, zarówno z życiem rodzinnym, wychowywaniem syna, jak i z pracą zawodową. Tak więc tych spraw było dużo, a żeby grać ciągle na wysokim poziomie, to uważam że trzeba mieć więcej czasu. Myślę, że mogłabym nie mieć już sił na łączenie tych wszystkich rzeczy w przyszłym sezonie, a nie mogłabym się pogodzić z tym, że grałabym na niższym poziomie.

Czy już w tym sezonie nie byłaś zadowolona ze swojej formy?

Nie, nie mam takiego odczucia. Wydaję mi się, że miałam dobry sezon, a w play-offach zagrałam szczególnie na wysokim poziomie. Tak więc mam poczucie, że naprawdę odchodzę w dobrym stylu.

Kiedy pojawiła się pierwsza myśl o tym, że ten sezon może być ostatnim w twojej sportowej karierze?

Decyzję przedstawiłam trenerom w marcu. Oni spodziewali się takiego rozwiązania, ale w między czasie próbowali mnie jeszcze przekonać, żebym kontynuowała grę. W głowię ta myśl pojawiła się trochę wcześniej. Sporo sił kosztowało mnie pogodzenie tych wszystkich obowiązków, o których mówiłam, i rzeczywiście byłam zmęczona. Gra na wysokim poziomie naprawdę kosztuje nas wiele sił i czułam, że nie będzie mnie już stać na taką grę, dlatego nie zmieniłam swojej decyzji. Natomiast nie pamiętam, kiedy pierwszy raz pojawiła się ta myśl, wiem za to, że na pewno jest ona przemyślana.

Każdy ma swoje sposoby na podejmowanie życiowych decyzji. Jedni wypisują sobie na kartce „plusy” i „minusy”, inni przeprowadzają wiele rozmów z bliskimi, a jeszcze inni siadają na tarasie przy kieliszku wina i myślą w samotności (śmiech). Jak to wyglądało u ciebie?

Wszystkie te elementy, które wspomniałeś rzeczywiście miały miejsce. Natomiast otrzymałam zapewnienie od bliskich o wsparciu bez względu na moją decyzję. Ostateczna ta, która podjęłam jest takim złotym środkiem. Tak naprawdę żadna z tych dwóch dróg – grać dalej, czy kończyć karierę – nie była może idealna, ale żadna z nich nie była też zła. Natomiast bardzo trudno było ją podjąć.

Wiedziałaś, że odchodzisz już w marcu, a kiedy poczułaś to na parkiecie, że to już koniec?

Było to w meczu z Gdynią w play-offach przed własną publicznością, kiedy już spodziewałam się, że rzeczywiście będą to te ostatnie moje spotkania. Tak więc te ostatnie mecze finałowe były dla mnie dość ciężkie. Trudno jest żegnać się z drużyną, z zawodniczkami, z którymi wspólnie borykałyśmy się w codziennymi problemami… (cisza…)

Ciężko o tym nawet mówić…

Dokładnie.

Czego będzie ci najbardziej brakować?

Całego zespołu, atmosfery z szatni oraz walki, adrenaliny i tych emocji związanych z rywalizacją na parkiecie. Wszystkiego na pewno.. (cisza…).

(Cisza…) Kto w drużynie najczęściej żartował i potrafił zawsze rozweselić innych, w takich chwilach, jak te, kiedy popłynęły łzy?

Każda dziewczyna ma swoją rolę w drużynie, ale właściwie każda z nich robiła to na jakimś etapie. Drużyna jest całością, przynajmniej drużyna mistrza. U nas musiało wiele elementów współgrać, żeby móc rywalizować o te najwyższe cele. Natomiast wszystkie dziewczyny mają poczucie humoru na wysokim poziomie.

Obecnie sama żegnasz się z drużyną, a odejście, której z zawodniczek, ty przeżyłaś najbardziej?

Mam ogromny szacunek do wszystkich zawodniczek, które u nas grały. Natomiast bardzo byłam związana z Jolą Kościuk, Justyną Domnik, Agnieszką Wolską i chyba najbardziej z Małgosią Majerek. Bardzo szanowałam Wiolkę Luberecką, bo od niej najwięcej się nauczyłam, kiedy miałam okazję z nią trenować pierwsze dwa lata w Montexie. Ona była wówczas dla mnie największym autorytetem, uczyła mnie gry na środku rozegrania. Było i jest tu wiele zawodniczek, które szanuję i którym wiele zawdzięczam, bo wiele się od nich nauczyłam. Z niektórymi cudownie grało się na boisku, z niektórymi świetnie rozmawiało się w szatni.

A była jakaś zawodniczka, z którą miałyście może podobne charaktery i często darłyście koty?

Ja raczej nie byłam konfliktową osobą, nie miałam wielu takich sytuacji.

A jak wyglądała twoja przeprowadzka do Montexu?

Propozycję gry w lubelskim zespole otrzymałam już chyba w 1998 roku. Zadzwonił do mnie wtedy obecny prezes Montexu – Tomasz Ziarno, ale wówczas nie byłam jeszcze gotowa na taki awans sportowy, musiałam dojrzeć do tej decyzji. Ponowną propozycję otrzymałam w 2000 roku. Do Lublina tak naprawdę ściągnął mnie Andrzej Drużkowski (ówczesny trener klubu – przyp. red.), i tym razem skorzystałam z tej propozycji.

I większa część wspaniałej historii lubelskiego klubu, bogatej w trofea, to okres twojej gry tutaj. Który z sukcesów jest ci szczególnie bliski?

Wiele było tych finałów, wiele pamiętam, jeden z najbardziej emocjonujących był ten wygrany w piątym meczu na wyjeździe w rzutach karnych z Zagłębiem Lubin. To był wspaniały finał, wtedy pomyliła się Karolina Semeniuk-Olchawa i to my mogłyśmy cieszyć się ze złotych medali. Ponadto ten finał sprzed roku też był piękny, ponieważ rzadko miałyśmy okazje świętować zdobycie mistrzostwa Polski przed własną publicznością. Wtedy żegnałyśmy między innymi Małgorzatę Majerek. Oczywiście ten ostatni finał też był emocjonujący, również w jednym ze spotkań były karne, a poza tym spodziewałam się, że są to moje ostatnie mecze.

W klubie „przeżyłaś” kilku trenerów. Jakie są zasadnicze różnice pomiędzy Edwardem Jankowskim i Sabiną Włodek, dwoma ostatnimi szkoleniowcami zespołu?

Myślę, że Sabina dużo przejęła i nauczyła się od Edwarda Jankowskiego, tym bardziej, że przez jakiś czas była jego asystentem, drugim trenerem. Sabina na pewno jest spokojniejszym szkoleniowcem i wszystkie uwagi oraz wskazówki przekazuje spokojniej, nie powoduje dodatkowych emocji. Jednak obu tym trenerom, a także wielu innym, zawdzięczam bardzo dużo. Cieszę się, że miałam możliwość pracować z nimi. Bardzo im dziękuję, bo każdy z nich włożył jakąś cegiełkę do mojego rozwoju.

Na początku naszej rozmowy mówiłaś, że kończysz jako zwycięzca, nie czujesz jednak trochę goryczy, że nie udało się zdobyć Pucharu Polski?

Uważam, że gdyby Final Four Pucharu Polski był rozgrywany, tak jak był planowany, czyli na początku maja, to rozstrzygnięcie byłoby zupełnie inne. Oczywiście naszym celem było zdobycie podwójnej korony, ale termin został przełożony na moment po finałach Superligi. Zawsze drużyna, która zdobywa mistrzostwo, po takim sukcesie nieco się rozpręża, opadają z niej emocje, dlatego ten nowy termin był niefortunny. Pewnie, że żałujemy, że nie udało się zdobyć tego trofeum, ale nie robimy z tego dramatu. Dla mnie najważniejsze jest to, że mistrzem kraju po raz kolejny została lubelska drużyna. W dodatku wygrałyśmy, będąc zdecydowane lepsze, ponieważ było 3:1 dla nas.

Jak oceniasz wylosowaną grupę w Lidze Mistrzyń?

(chwila zastanowienia) Pewnie, że Buducnost Podgorica jest obecnym triumfatorem tych rozgrywek i dość wymagającym rywalem, ale IK Savehof jest do pokonania i jest duża szansa na wyjście z tej grupy.

Kto twoim zdaniem jest teraz najlepszą polską środkową rozgrywającą?

(chwila zastanowienia) Iwona Niedźwiedź.

Zostawiasz więc drużynę spokojna?

Myślę, że ona wspaniale sprawdzi się w tej roli, bo jest ciągle w wysokiej formie. Ponadto sporo widzi na boisku i dysponuje niesamowitym rzutem z drugiej linii.

Jakie są twoje najbliższe plany?

Chciałabym na razie skupić się na mojej pracy zawodowej, ponieważ niedługo przechodzą na pełnowymiarowy czas pracy w firmie. Nie ukrywam też, że chciałabym kontynuować przygodę z piłką ręczną jako trener. Mam wszelkie uprawnienia i jeśli nadarzy się jakaś okazja, to chciałabym spróbować swoich sił również w tym zawodzie.

Zostajesz więc w Lublinie?

Tak, na razie zostaje w Lublinie.

Planujesz jakiś wyjazd, dłuższy odpoczynek?

Większość urlopu wykorzystywałam na wyjazdy ligowe, tak więc nie zostało mi go zbyt dużo. Natomiast jeśli gdzieś pojadę, to na pewno odwiedzę rodziców, żeby spotkać się z bliskimi.

Ostatnie pytanie brzmi – co chcesz powiedzieć kibicom?

Chcę podziękować najwierniejszym kibicom naszej drużyny, którzy byli na każdym meczu, nie wybierali sobie tych spotkań, którzy kibicowali nam nawet wtedy, kiedy nam nie szło, tym, którzy jeździli za nami po całej Polsce. Najbardziej chciałabym podziękować za wszystkie miłe słowa, które otrzymałam od nich, po tym kiedy ukazała się ta informacja, że kończę karierę. Spotkało mnie bardzo dużo dobrych rzeczy w Lublinie – spotkałam tutaj bardzo wielu dobrych ludzi i otrzymałam możliwość gry we wspaniałej drużynie, co jest dla mnie ogromnym zaszczytem. To jest moje ogromne szczęście, że kiedyś, jakiś los zdecydował, że trafiłam do Lublina.

www.lubsport.pl

Powrót do aktualności