LublinLubelskieFunFloorORLEN SUPERLIGA

Zadanie w zakresie wspierania i upowszechniania kultury fizycznej realizowane jest przy pomocy finansowej Miasta Lublin

KONTRAST

żółto-czarna wersja

czarno-żółta wersja

biało-czarna wersja

tryb normalny

Aktualności

Leworęczna tylko na boisku!

news-big

 

8

Poznajmy lepiej Katarzynę Kozimur - prawą rozgrywającą MKS-u Selgros Lublin oraz młodzieżowej reprezentacji Polski. Popularna „Maślak” zdradza nam kilka tajemnic.

 

Jeśli Anna Maślanka z Olimpii-Beskidu nosi przezwisko „Maślak”, nie wymaga ono dłuższej analizy. Ale skąd u Kasi Kozimur właśnie taka ksywka? Słyszałem teorię, że Kozimur to prawie tak jak muchomór, ale to było za trudne do wymówienie, więc powstał „Maślak”.

 

To nieprawda, (śmiech) dementuję taką genezę tego przezwiska. To jest stara historia, wszystko wzięło się od mojej grzywki, którą nosiłam bodaj w szóstej klasie szkoły podstawowej w Przemyślu. Konkretnej sytuacji nie pamiętam, ale moim koleżankom takie uczesanie skojarzyło się z maślakiem i zadbały o to, by ksywka się przyjęła.

 

Patrycja Królikowska z Pogoni Baltica powiedziała mi kiedyś, że przestała już reagować na swoje imię, bo nawet rodzice zaczęli się do niej zwracać per „królik”. Jak jest w Twoim przypadku?

 

Mama czasami się zapomina, ale nie pozwalam jej tak się do mnie zwracać, bo to po prostu nie pasuje mi w jej ustach. Tak samo jest jeśli chodzi o znajomych z uczelni. Ksywa „Maślak” ogranicza się więc tylko do strefy sportowej.

 

W ostatnim numerze Handball Polska kilka zdań na Twój temat powiedział trener Andrzej Niewrzawa, prowadzący Cię w młodzieżowej reprezentacji Polski. Dość otwarcie, nawet nie między wierszami, przyznał, że podjęłaś błędną decyzję, przechodząc do Lublina, gdzie dostajesz za mało szans gry. Jak Ty z perspektywy pierwszego półrocza w naszym mieście oceniasz swój wybór?

 

Nie mam powodów do narzekań. Mam się od kogo uczyć – wielkie wzory do naśladowania mam już na treningu. Od kiedy zaczęłam uprawiać piłkę ręczną moją idolką była Dorota Małek, a dziś nawet nie muszę do niej mówić per pani. Swój wybór oceniam więc jako trafny, tym bardziej, że dane mi było zadebiutować nawet w Lidze Mistrzyń, co jest już w ogóle jakimś kosmosem, jeśli chodzi o poziom grania i klasę przeciwnika. Mało dziewczyn w moim wieku dostało od losu taką szansę, owszem, nie gram tak dużo jakbym chciała, ale pracuję ciężko na treningu, by trenerka nabrała do mnie większego zaufania.

 

Byłaś zszokowana w połowie października, gdy przyszedł drugi mecz w Lidze Mistrzyń, a Ciebie trenerzy desygnowali do gry w pierwszej siódemce i to przeciwko mistrzyniom Danii – FC Midtjylland?

 

To było coś niesamowitego, a trenerzy po prostu wzięli mnie po prostu z zaskoczenia. Informację o tym, że zaczynam w pierwszym składzie dostałam tuż przed meczem. To pewnie było celowe i bardzo słuszne działanie sztabu szkoleniowego, bo gdybym dostała taką nowinę dzień przed, mógłby mnie zjeść stres. A tak, szok był ogromny, ale chyba nawet nie zdążyło do mnie dojść, w jakim meczu występuję.

 

Nie było widać po Tobie kompleksów w rywalizacji na poziomie Champions League. Pamiętam pierwszy mecz w Podgoricy, gdzie weszłaś w końcówce i posłałaś dwie bomby na bramkę Clary Woltering.

 

Mam tylko jedno wytłumaczenie. Młode zawodniczki „idą na przebój”, zgodnie z zasadą: albo się uda, albo nie. Wzięłam piłkę i rzuciłam, wpadła, sama się zdziwiłam, ale to piękne wspomnienie, które na długo mi zostanie w pamięci.

 

Zaniepokojenie trenera Niewrzawy jest zrozumiałe, bo liczy bardzo na Ciebie w kontekście kwietniowego turnieju o awans do młodzieżowych mistrzostw świata. W Chorzowie będziecie rywalizować o dwa premiowane miejsca z Serbią, Holandią i Słowacją.

 

Myślę o tym turnieju od dawna, bo rywale są bardzo wymagający, ale wciąż w naszym zasięgu. Część z nas gra i to z powodzeniem w PGNiG Superlidze, Kasia Janiszewska była już powoływana do kadry seniorek i niewiele zabrakło, by pojechała na mundial do Serbii. Dobrze wykorzystuje okres pauzy Jessiki da Silva Quintino, jest piłkarką pierwszego składu, natomiast ja w zespole mam dużo więcej kandydatek do grania na mojej pozycji. Ważne, że wraz z Kasią występowałam już w mistrzostwach świata do lat 20 w Czechach, tam też nabrałam trochę doświadczenia. Mam nadzieję, że pojedziemy na turniej do Chorwacji.

 

Pamiętasz pierwszy dzień po przyjeździe do Lublina?

 

Pamiętam stres, bo ja ogólnie dużo się stresuję, ale zostałam tu przyjęta bardzo dobrze. Nie było żadnych animozji czy spięć między starszymi a młodszymi. Na boisku nie ma między nami dystansu, a jeśli ktoś na nas krzyknie, to dlatego że, co oczywiste, robimy błędy i musimy się uczyć odpowiedzialności za drużynę. Czasem podpowiada mi Alesia Mihdaliova, bo gra na mojej pozycji i przede wszystkim jest leworęczna, dlatego łatwiej jej zrozumieć moje pytania. Choć leworęczna to do końca nie jestem.

 

Jak to?

 

Piszę prawą ręką, jest ona silniejsza, w wielu sytuacjach sprawniejsza, ale jakoś tak mniej „poskładana”. Odkąd pamiętam rzucałem piłkę lewą ręka, bo jakoś tak było mi naturalniej. To wszystko po tacie i z tego co wiem, nie jestem jedynym takim przypadkiem w lidze, bo Marta Wawrzynkowska ma podobnie. Tzn. pisze lewą ręką, a rzuca prawą. Ale wiem, że to dziwna sprawa, bo np. w ping ponga gram prawą ręką (śmiech). Zaskoczony? ( Kasia bierze kartkę papieru i pokazuje różnice w kaligrafii w zależności od tego którą ręką trzyma długopis – przyp.red.)

 

Zróbmy może kilka linijek przerwy w tekście, by czytelnicy mogli wyjść z szoku.

 

 

Ciekawym elementem Twojego życia jest pewnie „helenowska” komuna, jaką tworzysz, mieszkając właśnie w tej dzielnicy z Asią Szarawagą i Kasią Jarosz.

 

To dobre rozwiązanie, bo od początku było nam raźniej, a w pewnym momencie przydałyśmy się bardzo Asi, gdy doznała kontuzji i miała też swoje fizyczne ograniczenia. Jak to u młodych dziewczyn, nie brakuje sporów, przekomarzania, dyskusji dlaczego naczynia nie są pozmywane, ale uzupełniamy się i dogadujemy dobrze.

 

 

Wróćmy na moment do początków Twojej przygody ze szczypiorniakiem. Pochodzisz z Przemyśla, który nie jest najważniejszym punktem i ośrodkiem na handbalowej mapie Polski.

 

To prawda, częściej słychać było o męskiej drużynie Czuwaju niż o szczypiornistkach. Jeśli się nie mylę, utworzono tylko dwa roczniki dla młodych piłkarek, a ja znalazłam się w jednym z nich. Po prostu zebrało się kilka chętnych dziewczyn, większość z nich nie pozostała przy sporcie, ze mną byłoby pewnie podobnie, gdyby nie SMS Gliwice.

 

Jak oceniasz te trzy lata spędzone na Śląsku? Z dziesiątek rozmów wiem, że co człowiek to inna opinia na temat szkoły mistrzostwa sportowego, sensu jest funkcjonowania, profitów jakie przynosi dla samych zawodniczek i kadr narodowych.

 

Powiem tyle, że gdybym miała jeszcze raz możliwość pójścia do tej szkoły, poszłabym tam w ciemno! Teraz gdy spotykam się z byłymi koleżanki z tej placówki wspominamy jak nam było wspaniale, jak wszędzie było blisko, że wystarczało przejść 10 metrów, by być razem. To był bardzo pozytywny okres, w którym miałam swoje wzloty i upadki, ale one chyba zdarzają się każdemu.

 

Lublin dla Ciebie to nie tylko gra w MKS Selgros, ale również studia. Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?

 

Jestem na pierwszym roku fizjoterapii w Wyższej Szkole Społeczno-Przyrodniczej im.Wincentego Pola. Udało mi się zaliczyć pierwszy semestr, więc nie jest źle. Nie będzie mi pewnie łatwo pogodzić wielu wyjazdów z nauką w najbliższym okresie, dlatego teraz staram się wykorzystać swój pobyt w Lublinie do maksimum. Dziś niedziela, ale skończę to cappuccino i wracam do nauki.

 

Na koniec pytanie o naszą PGNiG Superligę. Jeszcze sporo czasu do kwietniowych spotkań 1/4 play-off, ale podobno operacja Piotrcovia już się zaczęła.

 

To prawda. Teraz czeka nas więcej treningów na otwartym powietrzu, również z racji na coraz lepszą pogodę, ale też ze względu na konieczność poprawy naszej formy fizycznej przed najważniejszymi meczami sezonu. Dostałyśmy już pierwsze płyty z meczami Piotrkowa, pragniemy mistrzostwa Polski, dlatego trzeba grać i wygrywać z każdym. Ja nie mam żadnego krążka w swej dotychczasowej przygodzie ze szczypiorniakiem, więc na ścianie w pokoju na pewno znajdzie się miejsce na jakieś trofeum. Ale na wszystko trzeba zapracować i jestem tego świadoma.

 

 (rozmawiał Michał Pomorski)

Powrót do aktualności