LublinLubelskieFunFloorORLEN SUPERLIGA

Zadanie w zakresie wspierania i upowszechniania kultury fizycznej realizowane jest przy pomocy finansowej Miasta Lublin

KONTRAST

żółto-czarna wersja

czarno-żółta wersja

biało-czarna wersja

tryb normalny

Aktualności

Nie lubię szumu wokół siebie

news-big

 

kati 3

Rozmawiamy z Ekateriną Dzhukevą, bramkarką MKS SELGROS

Jak się czujesz w Lublinie?

 

Czuję się bardzo dobrze, miasto też podoba mi się, choć ostatnio trochę zimno było. Grałam wprawdzie w Norwegii, ale tylko rok i nigdy do tego zimna nie przywykłam. Wychowywałam się w ciepłym klimacie, kilka lat mieszkałam w Hiszpanii, więc kocham słońce. Ale jak widać, dałam radę.

 

Tęsknisz za Bułgarią?

 

Nie bardzo. Wyjechałam z kraju w wieku 17 lat, przyzwyczaiłam się do mieszkania poza granicami Bułgarii, a do ojczyzny wracam tylko w czasie wakacji. Mam wsparcie ze strony rodziny, która też zdążyła mnie już odwiedzić w Lublinie. Daję radę.

 

Zanotowałaś duży rozrzut geograficzny, bo po Hiszpanii występowałaś w Norwegii, a teraz drugi rok mieszkasz w Polsce.

 

Szukałam zawsze możliwie najlepszych klubów w każdym kraju. Dziś cieszę się, że jestem w Lublinie, bo to najlepszy zespół w Polsce, a ja tu dobrze czuję się i fizycznie i psychicznie.

 

Nie jest tajemnicą, że w rolę twojej przewodniczki w Lublinie wcieliła się Weronika Gawlik.

 

Weronika robi dla mnie wszystko, więc z tego miejsca chciałabym jej za to podziękować. Pomaga mi w nauce języka polskiego, wozi mnie samochodem, mieszka bardzo blisko mnie i jeśli tylko mam jakiś problem, zawsze mi pomoże. To tak dobra bramkarka jak i osoba poza boiskiem.

 

To chyba nie jest reguła, że bramkarki przyjaźnią się. Rywalizujecie przecież o miejsce w pierwszym składzie.

 

Z moich doświadczeń wynika coś innego – zawsze miałem dobry kontakt z innymi bramkarkami. Zawsze obowiązywała zasada, że najpierw jesteśmy koleżanki, a dopiero potem rywalizujemy w drużynie. Ta konkurencja bardzo pomaga, ja takiej konkurencji szukałam i znalazłam ją w Lublinie.

 

W październiku, gdy Weronika złapała kontuzję, wykorzystałaś swoją szansę i pokazałaś się z dobrej strony w Lidze Mistrzyń.

 

Udało mi się rzeczywiście, to jest okres, który dobrze wspominam, bo zawsze marzyłam o występie w Champions League. Szczególnie ten pierwszy mecz w Lublinie z FC Midtjylland był udany w moim wykonaniu. Zanotowałam wysoki procent obron, ale niestety nie udało nam się zdobyć punktów. To już jest jednak przeszłość, a teraz warto myśleć o tym co przed nami.

 

Chciałbym jednak wrócić do tej Ligi Mistrzyń. Mówisz, że to marzenie, które udało ci się spełnić, ale też z pewnością okazja do zmierzenia się z najlepszymi drużynami Europy.

 

Tak, muszę przyznać, że bardzo mi się to podobało i chciałabym występować w Champions League w każdym sezonie. To wspaniała okazja do konfrontacji z najlepszymi i do oceny samej siebie.

 

To jaką ocenę wystawiłabyś sobie za ten debiutancki sezon w Lidze Mistrzyń?

 

Powiem tyle, że dużo jeszcze pracy przede mną. Bardzo dużo. Mam wiarę, że będę lepsza z każdym sezonem. Jak na bramkarkę jestem wciąż młoda. I jeszcze do czegoś się przyznam. Ja każdy mecz traktuję jak wielki finał, ale czasami jest nudno rywalizować z niektórymi zespołami polskiej ligi, jak już się raz osiągnęło taki nivel. Jak to będzie po polsku?

 

Poziom. Trudniej o motywację, ale chyba tylko takie mecze i zwycięstwa prowadzą do tego sportowego raju.

 

Innej drogi nie ma, szczególnie gdy się ma marzenia. A mnie marzy się, by w Lublinie był klub na poziomie Gyor czy Podgoricy. Pełne trybuny, atmosfera sportowego święta.

 

Dlaczego reprezentacja Bułgarii praktycznie nie istnieje na mapie Europy? W Polsce dobrą reklamę waszej piłce ręcznej zrobiła Stefka Agova, teraz Ty pokazujesz, że jesteś czołową bramkarką ligi. Nie ma innych talentów w twojej ojczyźnie?

 

Dziewczyny nie garną się w Bułgarii do piłki ręcznej. To nie jest popularna dyscyplina Kadra oparta jest na bardzo młodych zawodniczkach, które w swoich klubach nie przeskoczą wyżej niż nad poziom Challenge Cup. Te, które piłkę ręczną traktują zawodowo, rozjechały się po Europie i nie uczestniczą w zgrupowaniach. Temat kadry i tego poziomu piłki ręcznej jest dla mnie zamknięty. Muszę po prostu dbać o swoją formę, a w Lublinie jestem szczęśliwa, że mam dwa treningi dziennie. Jestem w 100% skoncentrowana na piłce ręcznej, żadnych zabaw, żadnych dyskotek. I nie lubię szumu wokół mojej osoby, prawdę mówiąc nie lubię za bardzo udzielać wywiadów. Taki mam charakter.

 

Rozmawiałam niedawno w Serbii z Alexandriną Barbosą, którą dobrze znasz z ligi hiszpańskiej. Przyznała, że w 2008 roku po nieudanych mistrzostwach Europy dla Portugalii, zrozumiała, że z tą reprezentacją nigdy niczego nie osiągnie. Cztery lata później grała już w kadrze Hiszpanii. To też twoje plany?

 

Ta Hiszpania gdzieś się pojawiała w moich planach, bo spędziłam tam kilka lat. Nie było jednak szans szybkiego uzyskania paszportu, na razie ten temat więc dla mnie nie istnieje. A wracając do Barbosy, dobrze zrobiła, bo Hiszpania bardzo potrzebowała tak rewelacyjnej zawodniczki. Pamiętam, jak kiedyś udało nam się zremisować z Itxako w lidze hiszpańskiej i była to dla nas ogromna radość.

 

Coś się zmieniło w twoim sportowym życiu od momentu, gdy nie trenujesz pod okiem Edwarda Jankowskiego?

 

Przyznam, że trudno przyzwyczajam się do zmian. Lubię ciągłość w trenowaniu, a trenerowi Jankowskiemu bardzo dużo zawdzięczam, bo to on ściągnął mnie do Lublina. Daj mi szansę, za co jestem mu wdzięczna, bo uwierzył we mnie. Nie mamy teraz częstego kontaktu, ale cieszę się zawsze, gdy pojawia się, by porozmawiać chwilę. Obecnie trenujemy pod okiem Joli (Pierzchały – byłem bramkarki Montexu), przez pewien czas ćwiczyłam po prostu z Werą i Olą. Jest fajnie, damy radę. To chyba moje ulubione powiedzenie po polsku.

 

 

Ostatnie pytanie musi dotyczyć sobotniego meczu z Zagłębiem. Wiesz, że jest on bardzo istotny nie tylko ze względu na historyczne rywalizacje między Lublinem a Lubinem.

 

Znam te mecze z opowieści innych, jestem w Lublinie dopiero pierwszy sezon i Zagłębie jest dla mnie przeciwnikiem jak każdy inny. Nie czuję specjalnej presji, bo każdy mecz jest jak finał i chcę być na niego w 100% gotowa. Widzę jednak i czuję, że to szczególna rywalizacja, choćby po atmosferze w zespole i koncentracji. W Gdyni nam tego brakowało. Teraz damy radę.

Powrót do aktualności